Categories
Audio wpisy

Dla mojej mamy – muszę, bo inaczej się uduszę :-)

Categories
Audio wpisy

Kolejna piosenka jesienna

Categories
Wspomnienia

Nauka orientacji przestrzennej

To zawsze była moja słaba strona, po prostu nie umiem zapamiętać tras i tyle.
Moje pierwsze zajęcia z orientacji to początek szkoły podstawowej.
Polegały one na tym, że pan Stefan od WF dał nam do ręki takie zwykłe kijki i kazał iść macając drogę przed sobą, zwracając uwagę na punkty charakterystyczne.
To była moja zmora i powód stresu. No za cholerę tych tras nie zapamiętywałam, nie umiałam trafić do starej biblioteki w Laskach, choć droga nie była aż tak trudna.
Któregoś roku, w dzień dziecka nauczyciel kazał nam iść do tej słynnej biblioteki, a ja się oczywiście zgubiłam. Jakoś mnie znalazł i stwierdził: gdyby nie to, że dziś jest dzień dziecka, to bym ci dwóję postawił. Wtedy były jeszcze oceny od 2 do 5.
Mój koszmar z tym etapem nauki orientacji skończył się wraz z ukończeniem nauczania początkowego, czyli po klasie 3. Wtedy nauka orientacji nie była tak popularna i propagowana jak dziś. W Laskach było tylko kilku nauczycieli orientacji.
Miałam więc spokój do klasy 2 lub 3 technikum.
Potem przyszedł czas na prawdziwą naukę. Dostałam do ręki najprawdziwszą białą laskę no i się zaczęło. Najpierw ćwiczenia w sali gimnastycznej starego domu dziewcząt, potem schody, potem wyjście z internatu, potem droga na przystanek, potem wsiadanie do autobusu, no i dalej na Warszawę.
Ponieważ mam problemy z koordynacją ruchów i z wyobraźnią przestrzenną, nauka szła mi ciężko, ale pani Halina, która miała ze mną zajęcia była w stosunku do mnie bardzo cierpliwa i wyrozumiała. Jakoś powoli opanowywałam trasy, szczególnie zwracałyśmy uwagę na trasę do domu.
Wszystko było jako tako do momentu, kiedy zaczęłam się uczyć drogi na dworzec Śródmieście. Wysiadałam z autobusu i za nic na świecie nie umiałam trafić do dworca. W końcu stanęłam na drodze i się rozpłakałam.
Nie lubię tego robić przy ludziach, ale wtedy już się poddałam. Pani Halina wykazała znów wyrozumiałość i powiedziała, że może w takim razie będzie mi lepiej jeździć do domu autobusem z dworca Zachodniego.
Tu już było znacznie łatwiej. Dość szybko opanowałam topografię dworca, potem pomogło mi to podczas studiów.
Pod koniec 3 technikum pierwszy raz przyjechałam sama do domu. Znaczy z panią Haliną pojechałyśmy na dworzec, wsiadłam do autobusu, kupiłam bilet i musiałam wiedzieć gdzie wysiąść.
Wtedy nie było telefonów komurkowych, więc moi rodzice nie wiedzieli, że jadę, zresztą chciałam im zrobić niespodziankę.
Gdy wysiadłam w Żyrardowie, zastanawiałam się w którą stronę mam iść, żeby się dostać do domu. Mniej więcej wiedziałam, ale zrobić to praktycznie, to już wyższa szkoła jazdy.
Spotkała mnie jakaś pani, która przyjechała ze mną taksówką, nie chciała pieniędzy za podróż. Pukam do domu, a tu cisza. Dobrze, że miałam klucze i mogłam sobie drzwi otworzyć.
Jakież było zdziwienie moich rodziców, gdy przyszli chyba od cioci z jakichś imienin, a tu ja w domu.
Potem już było łatwiej.
Miałam mieć zajęcia z orientacji przed studiami, ale ktoś tam się rozchorował i się okazało, że ich mieć nie będę. Jeździłam więc z mamą do Warszawy chyba z 8 dni pod rząd i powoli opanowałyśmy trasę: uczelnia, akademik, dworzec, jakiś sklep, kościół, bo to najważniejsze było.
W akademiku albo chodziłam na uczelnię z dziewczynami, jeśli akurat zajęcia miałyśmy na tę samą godzinę, albo jeździłam sama autobusem.
Jakoś się przez te 5 lat przetelepałam, nic złego mi się nie stało, pod żaden samochód nie wpadłam, a potem to i nawet na nowe trasy jeździłam samodzielnie.
Kiedy wróciłam po studiach do domu, to się nieco rozleniwiłam no i wiecie, z kimś pod rękę.
Przyszedł jednak moment, kiedy dojrzałam i załatwiłam sobie z PzN-u zajęcia z orientacji w miejscu zamieszkania.
Przyjeżdżała do mnie bardzo sympatyczna dziewczyna, z którą mam świetny kontakt do dziś i powoli, mozolnie opanowywałam trasy do Domu Kultury na chór, do Kościoła, przychodni, sklepu itp.
Kiedy zostało nam już tylko kilka godzin do ukończenia kursu, ja zachorowałam i już nie miałam siły w ogóle chodzić, a już na pewno nie samodzielnie.
Jak będę sprawna na tyle, żeby przejść sama dłuższy odcinek, to się znów z Anią umówię i poćwiczymy te trasy.
Od dziecka miałam też problemy z orientacją w małej przestrzeni. Strony prawa, lewa zapamiętywałam, ale odtworzenie czegoś np. na planie, to już poza moim zasięgiem.
Po prostu nie cierpiałam geometrii, bo tam rysować trzeba było, nie lubiłam pokazywania na mapach na geografii, choć samo poznawanie topografii świata czy danego kraju było ciekawe, ale znaleźć to na mapie, to już prawie niemożliwe.
Pamiętam też, jak na jednej z lekcji WF pan Stefan zrobił nam takie ćwiczenie, że zadawał nam pytania, a myśmy musieli kiwać głową na tak, nie, nie wiem.
Do dziś używam tych gestów, a ponieważ częściej przebywaam wśród osób widzących, niż niewidomych, czasem zdarza się, że komuś niewidomemu kiwam głową twierdząco lub przecząco. Potem się z tego śmiejemy, no ale tak mam.
Generalnie samodzielne poruszanie się to dla mnie ogromne wyzwanie, ale jak umiem staram się mu sprostać.
Jeśli to możliwe, chętnie korzystam z pomocy innych osób.

Categories
Audio wpisy

Piosenka prawie jesienna

Categories
Z życia

Co tam u mnie słychać i widać

Jakoś weny twórczej znów nie mam, jak przyjdzie, to zacznę pisać może bardziej regularnie.
A co teraz?
Zaczął się rok szkolny, a więc wróciły wszystkie aktywności, w które jestem zaangażowana.
W sobotę mieliśmy dzień skupienia na wspólnocie, w październiku będą jednodniowe warsztaty dla rodziców pt. Bunt na pokładzie. Prowadzić to będzie grupa Mocni w Duchu z Łodzi.
Zaczęło się też śpiewanie ze scholą dziecięcą, póki co jedna msza była, teraz miała być kolejna, ale się przełożyła i mamy za tydzień i za 2 tygodnie, czyli dwie pod rząd.
No i oczywiście zaczął się też chór.
W sobotę śpiewamy koncert w naszym parku, tylko 8 utworów świeckich. Nagrałam wczoraj kawałek próby na Oriona, więc może coś tu wrzucę.
Od przyszłej próby mamy znów kontynuować mszę Gounoda.
Poza tym jakoś się telepię, choć nie mogę stać i długo chodzić, bo znów jakieś bóle do mnie wracają.
Znajomi namawiają mnie na załatwienie sobie sanatorium, może tam by mnie bardziej zrehabilitowali.
Na szczęście organizatorzy sobotniego koncertu zgodzili się, abym podczas występu siedziała. Nie jest to pozycja dogodna dla chórzysty, ale inaczej nie dam rady.
Wczoraj, czyli 18 września córka mojego siostrzeńca skończyła rok, a w sobotę moja mama kończy 77 lat.
Z ważniejszych rzeczy to chyba tyle, o nieważnych nie ma co tu pisać.
Trzymajcie się cieplutko, bo jesień idzie.

EltenLink