Categories
Wspomnienia

Przedszkole w Laskach

Tak więc we wrześniu roku chyba 1976 trafiłam do przedszkola w Laskach.
Było to straszne i traumatyczne przeżycie zarówno dla mnie, jak i dla moich rodziców. Ja podobno strasznie płakałam, mama też. Samego momentu rozłąki nie pamiętam, jednak wspominam któryś z pobytów u mnie mojej mamy, której nie dałam wyjść z szatni i jechać z powrotem do domu. Tak bardzo wtedy płakałam, że przyszła pani wychowawczyni, wzięła mnie na ręce i zaniosła do sali, gdzie bawiły się dzieci.
Mama mogła spokojnie wrócić do domu, a ja zajęłam się zabawą i łzy jakoś obeschły.
W ogóle te powroty z domu do Lasek strasznie przeżywałam, nawet będąc w technikum.
A co w przedszkolu? Byłam tam do wakacji roku 1979, a więc 3 lata. Do domu było bliżej niż z Rabki, więc normalnie jeździłam na wszystkie święta i wakacje i dziwiłam się tym dziewczynom, które zostawały na święta. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że ktoś może nie mieć ochoty ani możliwości, żeby jechać do domu.

Tak więc we wrześniu roku chyba 1976 trafiłam do przedszkola w Laskach.
Było to straszne i traumatyczne przeżycie zarówno dla mnie, jak i dla moich rodziców. Ja podobno strasznie płakałam, mama też. Samego momentu rozłąki nie pamiętam, jednak wspominam któryś z pobytów u mnie mojej mamy, której nie dałam wyjść z szatni i jechać z powrotem do domu. Tak bardzo wtedy płakałam, że przyszła pani wychowawczyni, wzięła mnie na ręce i zaniosła do sali, gdzie bawiły się dzieci.
Mama mogła spokojnie wrócić do domu, a ja zajęłam się zabawą i łzy jakoś obeschły.
W ogóle te powroty z domu do Lasek strasznie przeżywałam, nawet będąc w technikum.
A co w przedszkolu? Byłam tam do wakacji roku 1979, a więc 3 lata. Do domu było bliżej niż z Rabki, więc normalnie jeździłam na wszystkie święta i wakacje i dziwiłam się tym dziewczynom, które zostawały na święta. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że ktoś może nie mieć ochoty ani możliwości, żeby jechać do domu.
W najmłodszej grupie, tzw. średniaków, zajmowała się nami pani Irena Zalewska. Nocki miała siostra Syksta, w kuchni pracowała siostra Ludmiła, w szwalni siostra Ludwika. Kierowniczką przedszkola była siostra Germana.
Był to głównie czas zabaw.
Z tego okresu pamiętam jedynie, jak pani Irena zabrała mnie do jakiegoś pokoju, posadziła mnie naprzeciwko siebie i kazała mi zamykać usta i oddychać przez nos. Oczywiście, ponieważ mam zatkane nosdrza, nie umiałam tego zrobić, a ona się dziwiła, że jak to można nie oddychać przez nos.
Nie wiem, czy zabrano mnie do laryngologa, czy w końcu zajrzała do moich dokumentów medycznych, ale po jakimś czasie dała mi spokój i już mnie tym nie męczyła.
Czasem naszą grupą zajmowała się pani Anna Wróbel, później Wierzbicka.
Bardzo wtedy lubiółam jeździć na tzw. drezynie, czyli takim pojeździe na kółkach z siedzeniem, z oparciem i z pedałami. Szalałam na tym po przedszkolnej bawialni.
Pewnego popołudnia usiadłam zmęczona jazdą na parapecie okna, obok mnie siedziały wychowawczynie i rozmawiały o czymś. W pewnym momencie przyszła siostra Syksta i zaczęła coś tłumaczyć siostrze Germanie, na co ta do niej zdecydowanym głosem: Głupia jesteś.
Oczywiście nie śmiałam się wtrącić, ale szczerze mówiąc wtedy strasznie mnie to zachowanie zgorszyło. No jak to, siostra do siostry taki tekst?
Ech, jak to człowiek wtedy mało o życiu wiedział.
Atrakcją przedszkola była też trampolina. Taka malutka, którą załatwił zaprzyjaźniony wtedy z Laskami pan Janusz Prajs. Strasznie lubiłam na tym skakać, odbijał się człowiek i leciał do góry, potem lądował.
Jedna koleżanka mówiła, że ona kocha pana Prajsa i jak odjeżdżał po wizytach w przedszkolu to ona głośno płakała krzycząc: "Panie Prajsie! Panie Prajsie!".
Oczywiście w Laskach uczono nas modlitwy, ale wtedy jakoś nie przywiązywałam do tego wagi. W niedzielę i uroczystości chodziłyśmy na mszę do kaplicy domu dziewcząt. Strasznie lubiłam czas przyjmowania komunii, bo wtedy można było gadać. To znaczy nie można było, ale i tak gadaliśmy.
W lot łapałam śpiewane pieśni i szybko się ich uczyłam. Lubiłam też te msze ze względu na to, że mogłam sobie wtedy pośpiewać.
Religii uczył nas ksiądz Kazimierz Olszewski. Jakoś chyba do mnie nie trafiał, bo mam w głowie tylko jego charakterystyczny głos. Jego mądrość odkryłam o wiele później.
Stałym punktem pobytu w przedszkolu była poranna wizyta u siostry Szczęsny.
Siostra Szczęsna była pielęgniarką, która codziennie przemywała nam oczy. Moczyła gazik w kwasie bornym i każdemu po kolei przemywała oczy. Oczywiście każdemu nowym gazikiem.
Podczas tych czynności często mówiła, że się źle czuje i kazała się zachowywać cicho.
Ja miałam z siostrą Szczęsną częściej do czynienia, gdyż często zapadałam na zapalenie ucha. Kto miał, to wie o czym mówię, a kto nie miał, to niech się modli, żeby nie miał dalej, bo to okropny ból jest.
No wtedy to był dopiero rytuał: siostra najpierw wpuszczała mi krople do ucha, potem wokół niego smarowała maścią, następnie przykładała namoczoną czymś watę, potem na to ceratkę i potem owijała mnie bandażem od chorego ucha, przez całą głowę, do zdrowego ucha, przez dolną część twarzy, no generalnie miałam z powodu ucha całą głowę okręconą bandażem.
Ależ ja byłam wtedy dumna, że tak się mną zajmują i koło mnie chodzą.
Potem, kiedy jako dorosła miałam operację na to ucho, bo przez zapalenia się niedosłuchu dorobiłam, to opatrunki wyglądały już zupełnie inaczej.
Podczas mojego pobytu w przedszkolu w moim domu pojawił się telefon stacjonarny, rodzice dzwonili więc przez laskowską centralę do mnie. Telefon był w kuchni i siostra Ludmiła zabierała mnie doo niej, abym mogła z mamą czy tatą pogadać. W nocy nad przedszkolakami czuwała siostra Syksta, wydawała mi się surowa i bałam się jej. Potem odkryłam jej dobre serce.
Ale w nocy budziła każde dziecko i sadzała na nocnik, pewnie po to, żeby nikt w łóżko nie zrobił.
Kiedyś bolał mnie brzuch, a że jakoś nie wiem czemu nie poszłam do łazienki, zwymiotowałam na podłogę. Jejku, jak ona mnie wtedy skrzyczała.
Na szczęście zainterweniowała siostra Germana i jakoś załagodziła sprawę.
Ostatni rok mojego pobytu w przedszkolu to takie trochę jakby przygotowanie do szkoły i przebywanie ze wspaniałą osobą, panią Tosią.
Ale o tym to muszę osobny wpis zrobić.

15 replies on “Przedszkole w Laskach”

Wspomnienia chętnie poczytam, jeszcze kilka osób zacznie pisać jak ty i @Helenka i będzie z Eltena można zbiór wszelakich powieści z różnych okresów czasu stworzyć.

ja ci napisałam prywatną wiadomość, bo laski to tak drażliwy temat, tak niesympatyczny, że na prawdę, trauma.

no tak, trauma, to normalne? kazali jej przez nos oddychać, jak ona nie mogła? Koszmar. Sama nie mam najlepszych stamtąd wspomnień

Po co Cię tak z tym oddechem męczyli?
Co to miało na celu?
Masakra.

A co do wspomnień,
również chętnie poczytam.

Tego nie wiem, ale się nie dałam, bo jak ona mi kazała tak oddychać, to ja po prostu otwierałam usta.
Teraz to bym się nie zdziwiła, gdyby mi chciała je jakąś taśmą czy czym zakleić, ale na szczęście tego nie zrobiła, więc moje życie nie było zagrożone.
Do dziś nie wiem po co tak robiła, oże myślała, że ja po prostu nie umiem czy nie chcę oddychać jak normalni ludzie.

No z tym oddychaniem przez nos to straszne. A te siostry to dość dziwne imiona miały, muszę przyznać.
Kurczę, nie wyobrażam sobie jakbym to ja musiała zostawiać Zuzię w jakimś przedszkolu daleko od domu, serce chyba pękłoby mi na małe kawałeczki. Twoja mama musiała to baaaaardzo przeżywać.
Co do samych Lasek to się nie wypowiem, nie byłam, ale opinie słyszałam przeróżne. Natomiast takie wspomnienia chętnie poczytam.

Moim rodzicom też serce pękało, gdy mnie musieli w Laskach zostawiac. Nie lubię wspominać tego okresu.

Ja tam spędziłam kawał życia, i stąd te moje wspominki.
A tak szczerze mówiąc to wiecie co, gorzej wspominam wychowawców świeckich niż siostry.
Oczywiście, ie chcę generalizować, ale jak tak sobie myślę, to lepiej się dogadywałam z siostrami niż z osobami świeckimi.

a ja bym sie balam na tej trampolinie skakac.najbardziej chyba tego, ze odbila bym sie,ale juz bym ladowalam poza trampolina i bym sie niezle poobijalam.

No ja tego przedszkola nie za dobrze wspominam przez taką jedną osobę, ale potem już dało się przeżyć.

Straszne, naprawdę straszne. Nie wiem, jak zdesperowana musiałabyn być, żeby oddać swoje dziecko do takiego przedszkola! Nie chcę tu też oceniać Twoich rodziców, mówię tylko, że nie wiem, co musiałoby sięstać, żebym ja dziecko oddała.

Powiem tak było różnie. Na ogół wspominam dobrze, ale były sytuacje mniej miłe. jak np. w szkole bylam chyba w trzeciej klasie dokładnie nie pamiętam. W każdym razie któraś z dziewcząt poszła do toalety i wymazała drzwi kupą. Potem się nie przyznała. A jedna siostra powiedziała, że jak się nie przyznamy, to nie puści nas do domu. A to był czas ferii i wyjazdów do domu. Więc… jako dziecko bardzo się przestraszyłam i przyznałam się za kogoś… Byleby nas tylko puścili do domu. Więc oczywiście zostałam ukarana… Bo wolałam ponieść niesłuszną karę za kogoś. Dwa razy tak zrobiłam… że przyznawałam się za kogoś. A wychowawczyni w to uwierzyła.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink