Categories
Wspomnienia

ostatni rok pobytu w przedszkolu

Ostatni rok mojego pobytu w laskowskim przedszkolu to rok 1978-1979.
Było to już chyba takie trochę przygotowanie do szkoły. Rano od godz. 9 mieliśmy zajęcia z panią Jadzią Nowak, która m.in. pokazywała nam pojedyńcze na plastikowych kartonikach wypisane litery brajlowskie. To był mój pierwszy kontakt z tym pismem.
Lubiłam te zajęcia. Każdy kartonik miał ścięty lewy górny róg, stąd wiedzieliśmy jak go na stole ułożyć.
Z tego okresu mam jedno wspomnienie, z którego teraz się śmieję, ale wtedy to była zagwozdka co nie miara.
Otóż na jednych zajęciach z panią Jadzią lepiliśmy coś z plasteliny. A że Agnieszka Krawcow wpadała często na różne najgłupsze pomysły, w związku z tym wzięła tę plastelinę i przykleiła ją do stołu.

Ostatni rok mojego pobytu w laskowskim przedszkolu to rok 1978-1979.
Było to już chyba takie trochę przygotowanie do szkoły. Rano od godz. 9 mieliśmy zajęcia z panią Jadzią Nowak, która m.in. pokazywała nam pojedyńcze na plastikowych kartonikach wypisane litery brajlowskie. To był mój pierwszy kontakt z tym pismem.
Lubiłam te zajęcia. Każdy kartonik miał ścięty lewy górny róg, stąd wiedzieliśmy jak go na stole ułożyć.
Z tego okresu mam jedno wspomnienie, z którego teraz się śmieję, ale wtedy to była zagwozdka co nie miara.
Otóż na jednych zajęciach z panią Jadzią lepiliśmy coś z plasteliny. A że Agnieszka Krawcow wpadała często na różne najgłupsze pomysły, w związku z tym wzięła tę plastelinę i przykleiła ją do stołu.
Pani Jadzia się zdenerwowała i kazała mi to sprzątnąć, bo inaczej nie dostanę drugiego śniadania.
A ja, biedna sierotka Agnieszka nie wiedziałam co mam z tym zrobić.
Stałam tak więc koło krzesełka, bo siedzieć mi nie było wolno, dzieci jadły śniadanie a ja nie wiedziałam jak się tej plasteliny pozbyć.
W którymś momencie zachciało mi się kupę.
Oczywiście bałam się powiedzieć pani Jadzi, że muszę wyjść. Wpadłam więc na najprostszy pomysł na jaki może wpaść dziecko, któremu chce się kupę, a które za karę musi stać przy stoliku i… No właśnie.
Zapach dobywający się z moich majtek zwabił panią Jadzię.
Chyba się domyśliła w czym rzecz, bo nawet nie krzyczała, tylko starła mokrą ścierką plastelinę ze stołu, mnie już nie wiem czy ona czy ktoś inny wsadził do wanny i przebrał. No i taka to była przygoda.
Mieliśmy bardzo urozmaicone popołudnia. We wtorek była gimnastyka korekcyjna w dziale lekarskim u siostry Tomei, bardzo fajne i relaksujące zajęcia.
Raz tylko wbrew zaleceniom siostry weszłam na ostatni szczebel drabinki, usiadłam, puściłam rękami szczebelki no i… bum!
Na szczęście spadłam na materac i nic mi się nie stało. Siostra się okropnie wystraszyła, wzięła mnie na ręce i zaczęła oglądać mój kręgosłup. Nic mnie nie bolało, więc się dziwiłam, co ona mnie tak ogląda.
W piątki oglądaliśmy w telewizji Piątek z Pankracym z panem Zygmuntem Kęstowiczem w roli głównej.
Mieliśmy też po południu i wieczorami zajęcia z panią Tosią.
Wiecie co, życzę każdemu z Was, żebyście spotkali na swojej drodze takich ludzi.
Raz się tylko na mnie zdenerwowała, jak celowo podarłam rajstopki, w których nie chciałam chodzić.
Nie wiem jak się nazywała, ale wiele lat potem dowiedziałam się, że była siostrą skrytką, to znaczy bezhabitową.
Była dla nas bardzo dobra.
Najbardziej pamiętam wieczory, kiedy po położeniu się do łóżek pani Tosia chodziła po naszej sypialni i śpiewała nam piosenki.
Niektóre fragmenty do dziś pamiętam.
Jak znajdę gdzieś pełne teksty w internecie to albo wkleję, albo spróbuję zaśpiewać, bo melodię też dokładnie pamiętam.
Pani Tosia miała też do nas ogromną cierpliwość.
Ja do dziś jestem strasznie słaba manualnie, i nie mogłam za skarby świata opanować umiejętności wiązania butów.
W przedszkolu był taki drewniany but z przeplecionymi sznurówkami, no i ja wiązałam ten but i wiązałam i za nic na świecie mi to wyjść nie chciało.
Pani Tosia cierpliwie tłumaczyła, no w końcu jakoś tam się nauczyłam, ale wiecie co, jak dziś mam buty np. na rzepy, których nie muszę wiązać, to się cieszę.
No niby umiem już te kokardki i tak dalej, ale nie lubię i już.
Nie umiałam też opanować sztuki czesania włosów. Po prostu nie wiedziałam w którą stronę mam machać tym grzebieniem.
Pewnego dnia wieczorem zgromadzono nas przed telewizorem, tam coś tam gadali, siostry coś oglądały, kompletnie mnie to nie interesowało.
Potem była jakaś ogólna radość i siostry mówiły, że Polak został papieżem.
Wtedy kompletnie mnie to nie obeszło.
Coś tam tłumaczyli, że papież to taka najważniejsza osoba w Kościele i że teraz jest nią Polak, nawet wtedy chyba imienia i nazwiska nie zakodowałam. No jest i już.
Potem mama mi tłumaczyła, że właśnie papież ma przyjechać do Polski, ale w tym czasie tata z Jagodą, moją siostrą jadą na wycieczkę do NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna).
Kurcze, skoro tak wszyscy o tym papieżu mówią, to rzeczywiście jakaś ważna osoba musi być.
Zaczęła się we mnie powoli rozwijać świadomość czasów, w których żyję.
Kurcze, te wpisy się długie robią, chyba będzie jeszcze jeden o przedszkolu, bo mi się co rusz coś przypomina.

10 replies on “ostatni rok pobytu w przedszkolu”

a czym się ta siostra bez habitowa od w tej w habicie, różni?
pisz, pisz, bo ja to chętnie czytam.
tak szczegółowo swoich nie pamiętam.

No czym się różni to Ci dokładnie nie powiem, bo się tym aż tak nie interesuję.
Generalnie siostry habitowe żyją we wspólnotach zakonnych, a bezhabitowe chyba normalnie w świecie.
Przechodzą formację, składają śluby ale normalnie pracują. Nie wiem jak jest u nich z zakładaniem rodzin. Może ktoś z czytelników ma większą wiedzę, to się podzieli.

Siostry bezchabitowe ruwnież nie zakładają rodzin, lecz tak jak pisałaś pracują. Chętnie czytam twoje zapiski.

Dziękuję, to mnie motywuje do dalszej pracy.
Już szukam pełnych tekstów piosenek od pani Tosi.

Super piszesz,
więc rób to dalej – oczywiście jeśli chcesz,
bo na prawdę czytam z przyjemnością.

A wiązanie butów?
Nie przejmuj się,
lat mam 21 i nadal nie umiem tego robić,
tylko to chyba też wynika z dyspraksji.

Niech żyją buty na żepy!
😀
Fajnie,
że mieliście panią Tosię.
A piosenek też chętnie posłucham,
albo teksty poczytam –
jaką formę wybierzesz,
zależy od Ciebie.
Z przyjemnością zerknę.

A ja uwielbiam czytać takie wspominkowe wpisy. Co do wiązania, to jeśli pamięć mnie nie myli to też miałam problem, choć ostatecznie opanowałam tę umiejętność i dzisiaj nie stanowi większych problemów. Nawet dobieranego warkocza zrobię, ale za to za Chiny ludowe nie umiem zrobić kłosa, a on podobno jest łatwiejszy niż warkocz dobierany.

Pani Tosi nie znałam, bo dyżury w przedszkolu miewałam parenaście lat wcześniej, ale siostrę Tomeję znam bardzo dobrze.

Panią Tosię pamiętam. Ale ona mi się wydawała sroga, choć ją też lubiłam. A taki but do wiązania to był też w domu dziewcząt, bo ja na nim ćwiczyłam, bo mi też ciężko było jakoś to wiązanie opanować.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink